Posty

Boliwiana - Pisiga

Obraz
Kolejny dzień i śniadanko o 6:30. Czujemy się różnie. Panowie nieco lepiej, a ja obudziłam się jak na ostrym kacu. Boli głowa i wszystkie kości. Pić się chce. Taki mix kaca z grypą, a dodam, że nic nie piłam 😉 Ibuprom jednak znowu załatwił sprawę i ruszyliśmy w trasę do miejscowości Pisiga ostatniej wsi przed granicą z Chile. Ma się tam odbyć zjazd młodzieży i związane z tym uroczystości.  Więc w drogę... Lamy, wikunie, owce i alpaki spacerują w okolicach wiosek. Widoki dla nas nietypowe. Wikunie (powyżej) to taki mix sarny z lamą. Poruszają się z taką gracją, że mówi się na nie "księżniczki". Faktycznie są niesamowicie dystyngowane. Dotarliśmy do Pisigi. Samo miasteczko (a raczej wioska) są senne i nic się w nich nie dzieje. Jedyną atrakcją jest tu przejście graniczne z Chile i oczywiście piękne widoki. Po co wieszać reklamę kiedy można ją namalować. Tak dzieje się najczęściej z reklamami sieci telefonicznych i plak

Boliwiana - ciekawostki o Boliwii i zamieszki w Oruro

Obraz
Dzień drugi w Oruro rozpoczęliśmy nieśpiesznym śniadaniem. Ruchy spowolnione, bo każda szybsza aktywność powoduje zmęczenie. Mniejsza ilość tlenu na tej wysokości mocno obciąża organizm. Trudniej się oddycha. Do tego koszmarnie suche powietrze powoduje, że mamy wysuszone nosy i gardła. Trzeba dużo pić. Wody. Po śniadaniu ruszyliśmy w miasto. Pierwsze kroki pokierowaliśmy na herbatkę z koki do Biskupa. To jest urok podróżowania z Misjonarzami 😊 Po herbatce czas na wyciągniecie pieniędzy z bankomatu. Jak się okazuje można wyciągać pieniądze w dolarach lub lokalnych boliwianach. Tak przynajmniej twierdził bankomat. Od innych misjonarzy dowiedzieliśmy się, że sytuacja ekonomiczna nie jest stabilna i rząd sztucznie utrzymuje kurs dolara. Oznacza to, że za chwile mogą stać się drugą Wenezuelą z hiperinflacją i boliwijska waluta nie będzie wiele warta. Dlatego ludzie starają się gromadzić dolary. Oznacza to, że banki nie chcą wymieniać boliwianów na dolary, a w bankomatach zwycza

Boliwiana - Oruro

Obraz
W Oruro udaliśmy się do Sióstr Dominikanek, które przygotowały nam pokoje gościnne i przywitały pysznym obiadem. Wspaniałe POLSKIE jedzenie. Pyszna pomidorowa 😊 po samolotowej paszy cudownie było nakarmić się takimi dobrociami. Zmęczenie po całej podróży było tak ogromne, że po obiedzie poszliśmy spać. Do zmęczenia doszła choroba wysokościowa. Oruro znajduje się na 3700 m n.p.m. Niby mieliśmy małą aklimatyzację w Bogocie, która znajduje się na ponad 2000 m n.p.m., ale tak szybka zmiana wysokości dawała nam mocno popalić. W Boliwii na chorobę wysokościową bierze się tabletki Sorokci (spolszczyłam nazwę). Niestety jak się okazało moi towarzysze mogą ją zażywać, ja nie. Powodem jest moja alergia na aspirynę i polopirynę, a składzie tabletek jest coś podobnego. Świetnym zamiennikiem jest herbata z koki 😊 . Można też spróbować porzuć kokę. Ja zostałam przy ibupromie max, który zniwelował ból głowy i kości. Po 2h snu wstaliśmy na kolację i skołowani poszliśmy dalej spać. Taki

Boliwiana - koszmarna podróż do La Paz

Obraz
Dojechałam do Piły około 23:00. Plecak zapakowany „na czuja” i okazuje się, że za dużo tego, bo misjonarz ma całą szafę do zabrania i trzeba będzie mu część rzeczy przewieźć we własnym bagażu. Ok. Jakoś dam radę. W Boliwii są przecież pralki. Zapakowani po uszy poszliśmy spać o 2:00 (środę). O 5:00 wsiedliśmy w samochód i ruszamy do Berlina. Lot z Berlina do Frankfurtu trwał 45 min. Potem przesiadka i lecimy do Bogoty 12 h. Szczęśliwie udało się   trochę przespać i nadrobić ostatnią zarwaną noc w Pile. W Bogocie wsadzili nas do kolejnego samolotu, którym po 3:50 h mieliśmy dolecieć do La Paz. Niestety samolot jakoś nie miał zamiaru ruszyć, a my sobie zaczęliśmy wmawiać, że pewnie nasze bagaże muszą przepakować, więc jest opóźnienie. Po godzinie stewardesa z uśmiechem poinformowała nas, że jest awaria nawigacji w samolocie i właśnie ją naprawiają. Trzeba czekać. Po ponad 2 h stwierdzono, że nie da się samolotu naprawić, więc rano podstawią kolejny. Noc musimy spędzić w

Boliwiana - czyli o mojej przygodzie w Boliwii

Dzwoni telefon i słyszę w słuchawce, że jest taka sprawa. Pewien misjonarz jedzie do Boliwii na 4 lata. Może by go odprowadzić? Ale jak? Kiedy? No za jakieś 2-3 miesiące. Trudna sprawa, bo niby marzy mi się Am. Południowa, ale słowa nie znam po hiszpańsku, a do tego nie wiem zbyt wiele o tym kraju i szczerze nie będę miała nawet czasu przygotować się do wyjazdu. Pomyślę. Po jakimś czasie dzwoni znowu telefon. Słuchaj właśnie siedzimy nad komputerem i kupujemy bilety do Boliwii. Chcesz? A ryzyk fizyk. Chce! Jakieś 2 tygodnie przed wyjazdem doczytałam, kiedy dokładnie lecę, jaką trasą i jaka będzie pogoda. Tylko tyle. Najbardziej spontaniczny wyjazd, na który się zdecydowałam. Jadę i pojęcia nie mam gdzie. Jedyna pewna rzecz była taka, że wieczorem we wtorek mam się stawić z plecakiem i małą ilością rzeczy w Pile

Ubud - dzien drugi

Obraz
Zakupy, zwiedzanie i zakupy... Tak minął nam kolejny dzień. Co do zakupów to jak to u kobiet - z sukcesami ;-) A co do zwiedzania to mam kilka zdjęć. O zakupach film nakręcili już inni więc udostępniam :-)

Ubud - Puri Saren i tradycyjny taniec

Obraz
Ubud jest bardzo wychwalanym miasteczkiem, które każdy podróżujący na Bali powinien zwiedzić. Ruszyłyśmy więc w miasto i szybko okazało się, że chyba jakoś tak trochę je przereklamowali. Fakt, jest tam dość spory bazar, w którym można się zaopatrzyć w pamiątki, a podczas poszukiwań udało się nam znaleźć kilka ciekawych sklepów z oryginalnymi rękodziełami, jednak to by było na tyle... Jedną z atrakcji, którą chciałam na Bali zobaczyć to narodowe tańce. Zawsze staram się poznać kulturę odwiedzanego kraju także z tej strony. Sama kilka lat tańczyłam w zespole tańce ludowe i zwyczajnie ciekawi mnie jak wygląda to u innych.  Przedstawienie, które nas skusiło najbardziej (w Ubud takie pokazy odbywają się w różnych miejscach) odbył się w Pałacu Królewskim. Całe wydarzenie rozpoczęło się wieczorową porą. Klimat była cudowny, gdzieś w oddali strzelały pioruny, miasteczko okrążała burza. Niestety słabe oświetlenie artystów i ruch sprawiły, że nie miałam możliwości z