Bangkok - 5 listopada

Taki jakiś średni dzień... bąble na nogach już się porobiły od dreptania w upał w sandałkach. Moja współtowarzyszka postawiła sobie za cel nie stracić dnia jak wczoraj i go nie przespać więc wstała przed 7 rano. Bangkok wtedy otwiera dopiero jedno oko. Ja tam jestem na wakacjach, a zrywam się przed 8 w normalnych warunkach tylko jeśli musze iść do pracy lub cos jest ważnego zaplanowane. Ruszyłyśmy oczywiście piechotą w stronę ZOO. Po drodze takie widoki...
 
 
 

Naszym celem nie było samo ZOO ale Pałac Vimarnmek. Ciekawe jest to, że pałac rozpoczęto budować na wyspie Ko Si Chang. Ok 1901 r. Król Chulalongkorn postanowił przenieść budowę do Bangkoku. Pałac podobał mi się bardzo. Pierwszy raz widziałam budowlę ze złotego drzewa tekowego. Do tego jest to największa budowla tego typu na świecie. Niestety zdjęć wewnątrz nie można robić. Ciekawostką jest też fakt, że znajdował się tam pierwszy w Tajlandii prysznic i korzystał z niego właśnie król. Wstęp do 100b. Rzeczy, zanim się wejdzie, trzeba zostawić w szafkach zamykanych, 30b.
 


Na terenie Parku pałacowego, można zobaczyć jeszcze sale tronowa (150b) wejście i kilka pawilonów z wystawani np. tekstyliów tradycyjnych, królewskiej stajni dla słoni lub zdjęć rodziny, królewskiej. Co do rodziny to wczoraj będąc w świątyni z Leżącym Buddą miałyśmy okazję zobaczyć mały pokaz reprezentacyjnej armii w strojach galowych. Ich obecność związana była z odwiedzinami członka rodziny królewskiej. Ciekawe przedstawienie. Powiedziano mi była to wizyta princa.
 

Później ruszyłyśmy nad rzekę, a tam łodzią przedostałyśmy się do Muzeum Narodowego Łodzi Królewskich. Wejście 100b, a jak chcecie robić foty + 100b. Ja fanem nie jestem więc odpuściłam, Diana odwrotnie ;)
 


W drodze zajrzałyśmy do szkoły.
 


 Biedniejsza dzielnica Bangkoku.


Kolejny punkt zwiedzania to Wielki Pałac Królewski. Ciekawy ale nie można wejść do środka. My przynajmniej nie miałyśmy takiej okazji ale mimo to warto tam być. Moja rada. Jeśli planujecie zwiedzać dwa pałace kierujcie się najpierw do Wielkiego. Bilet kosztuje 500b a jako bonus dodają do niego bilet do Sali Tronowej, normalnie 150b i jeszcze do jakiejś świątyni o ile pamiętam.



 
Po zwiedzaniu powrót na naszą uliczkę, posiłek w stylu tajskim i w drogę na dworzec.

Dość już miasta. Jedziemy na południe na wyspę. A ja! Jeszcze jedna ciekawostka,  Khao San czyli nazwa najsłynniejszej chyba turystycznej ulicy (dla plecakowiczów) znaczy "łuskany ryż", dawniej kiedy nie była jeszcze pełna hosteli, mówiono na nią "ulica psich odchodów".
Z informacji praktycznych jeszcze, przejazd Bangkok - Sura Thani pociągiem to koszt 733b za sypialne miejsce. Jedzie od 19:30 do 8:30. Niecałe 500km w 13h.
Koniec pisania ide spać. Jeszcze jedno na dowód że byłam na masażu stóp - fotka :)
 
 
 

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że Twój foot massage nie były tak brzemienny w skutkach jak ten w Pulp Fiction ;-). Dzięki za dzielenie się Twą historią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama rozkosz... eh chyba sobie jeszcze zafunduje ... ;) staram się pisać... będę wnukom pokazywała jak babcia szalała ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

deforestacja na Borneo

Wielkanoc na Teneryfie II

Longhouse - długie domy i "Łowcy Głow"