Khao Sok - 11 listopada

Zapomniałam chyba wspomnieć w relacji z dnia poprzedniego, że niefortunnie łyknęłam trochę wody z kranu. wiadomo czym to grozi. Zaczęłam się dusić, a nie miałam już wody w butelce więc nie było wyboru. Później jednak doszłam do wniosku, że powinnam się "zdezynfekować". Szybko więc pobiegłam do sklepu i tajska łiski była w plecaku. Świństwo niesamowite ale co robić. Wypiłam trochę. W upale kiedy człowiek jest delikatnie odwodniony, alkohol działa ze zdwojona siłą. Kiedy się go piło przez 10 miesięcy z potrójna siłą. Tak zakończyłam dzień ;) dodam jeszcze, że bez choroby...
 
Drugiego dnia z lekkim ciężarem na żołądku ruszyłam z ekipa (w sumie 10 osób) na wycieczkę do parku. Do jeziora (ok 60 km) pojechaliśmy samochodem. Potem wsiedliśmy w łódkę i ok godzinę płynęliśmy w stronę jaskini, głównej atrakcji naszej wycieczki. Cały park ma powierzchnię 664 km kw. Obecnie aby wejść na teren parku trzeba zapłacić 300b, a i tak na własna rękę można zobaczyć zaledwie maleńki kawałek z wodospadami.

 
Każda wyprawa wiąże się z wynajęciem przewodnika. Ceny są niestety bardzo wysokie i to we wszystkich biurach. Opłaty za wejście na teren parku, wynajęcia lodzi, posiłku na terenie parku są
dla wszystkich takie same i ustalone przez Państwo. Osoby, które przyjeżdżają tu na dwa dni maja okazje spędzić noc w domkach na wodzie. Ja niestety byłam ograniczona czasowo więc odpuściłam ale miałam okazje zobaczyć jak chatki wyglądają.
 
 
 
W mini miasteczku na wodzie zjedliśmy lunch i w drogę do jaskini. Droga wiodła przez dżungle ok 1,5-2 km, nie byłaby jakaś strasznie wymagająca gdyby nie fakt, ze przecinała ja rzeka.
 
 
Ostatnio dużo padało i poziom wody wysoki. Przyszło mi zatem przedzierać się w ciuchach, butach przez rzekę, która sięgała mi do szyi. Na wieść o "kąpieli" dziewczynki z Francji nieco się przeraziły. Dwie Rosjanki miały niezłą zabawę podobnie jak ja, a panowie... dali rade. Oczywiście pijawki grasowały po drodze i oczywiście do mnie musiała się jakaś przyczepić co spotkało się z obrzydzeniem dziewczyn i paniką w jednym. Od tej pory każda oglądała sobie nogi co chwile ;)
 
 




 
Wejście do jaskini.


Jaskinie wypełniała rzeka. Na jej końcu był dość spektakularny wodospad. Niestety czasami musieliśmy pływać bo poziom wody wysoki. Mój aparat bezpiecznie podróżował ze mna w wodoszczelne torbie. Kilka zdjęć udało mi się jednak zrobić wewnątrz.
 
widok mad moja głowa

 
Bajka. Widziałam na Borneo przepiękne jaskinie ale grotołażenia nie praktykowałam. Pływanie w jaskinie kompletnie wkroczyli poza moje wyobrażenia i marzenia. Było rewelacyjnie.

Po powrocie do naszej wioski na wodzie kąpiel i kajaking.




Po dniu atrakcji powrót do drogi głównej i czas na łapanie busa do Suratani i pociągu do Bangkoku. Busy miały jeździć co chwilę jednak nie pojawiały się. Musiałam złapać pociąg do Bangkoku bo następnego dnia  byłam umówiona z Michałem i Asią. Niestety.... Bus nie nadjechał, na szczęście zatrzymało się tajski małżeństwo i postanowiło mnie podwieźć na dworzec. W podzięce zatankowałam im samochód. Rano brałem już prysznic na dworcu w Bangkoku...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

deforestacja na Borneo

Wielkanoc na Teneryfie II

Longhouse - długie domy i "Łowcy Głow"