Aklimatyzacja - dzień trzeci

Po ciężkiej, nieprzespanej nocy zjedliśmy śniadanie. Pierwszy raz byłam na takiej wysokości i mimo, że nie odczuwałam większych dolegliwości, problem ze snem miałam jak większość naszych "współlokatorów" w pokoju. Najbardziej jednak dokuczał fakt, że zrobienie kilku kroków pod górę męczyło jakbym niosła na plecach 40 kg. Straciłam także apetyt co przy wysiłku, który nas czekał było problemem, jak się później okazało...



W schronisku poznaliśmy dwóch Czechów, którzy postanowili przyłączyć się do naszej trójki. Z jednej strony cieszyło mnie, że grupa będzie liczyła 4 osoby + przewodnik Giorgi - w kupie siła jak mówią ;-) Z drugiej jednak, bałam się, że będę słabym ogniwem i nie dam rady. W takiej sytuacji cała grupa musiałaby zejść razem ze mną. Czułam presję i strach zwłaszcza, że panowie byli doświadczeni i wysportowani. A ja?

Kiedy czasem słucham wypowiedzi znanych alpinistów, himalaistów którzy opowiadają jak wielką przyjemność sprawia im wspinaczka w tak wysokich, niebezpiecznych górach, zastanawiam się czy ze mną jest coś nie tak? czy z nimi? Stres nie opuszczał mnie od momentu pierwszego spotkania z Giorgim i konieczności zmiany obuwia!
 

Na zdjęciu powyżej widzicie jedyną, dostępną na Betlemi wodę bieżącą. Jest to wąż, który doprowadza z góry źródlaną i cholernie zimną wodę. Wieczorem "źródełko" zamarza ;-) Zapomnijcie o prysznicu :-D Jedyną zaletą jest fakt, że nie trzeba na górę wnosić na plecach wody pitej ;-)

O godzinie 12:00 w południe Giorgi poinformował nas, że czas na aklimatyzację. Mieliśmy ruszyć ścieżką na "spacerek" do kapliczki znajdującej się na wysokości 4 000 m n.p.m. 400 metrów pod górę... niby nic ale było ciężko. Po zejściu do schroniska poczuliśmy się dużo lepiej.

Decyzja!  

Giorgi:
- o 2:00 w nocy wstajemy i ruszamy na szczyt! 

Ja:
- Ale już? jak to? a nie potrzebujemy czasu? odpoczynku?

Giorgi:
- Nie!

Stres pozwolił zasnąć na chwilę.








Komentarze

  1. Jestem pod wrażeniem waszego zaangażowania! Powodzenia i życzę jeszcze więcej nowych celów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejne relacje! Niesamowita przygoda :) Marzy mi się taka wycieczka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam. Ja pewnie bym tak nie mogła. Jednak gratuluję samozaparcia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

deforestacja na Borneo

Wielkanoc na Teneryfie II

Longhouse - długie domy i "Łowcy Głow"