Z Gili Air do Ubud

O 8:00 stawiłyśmy się w porcie na wysepce Gili Air (czerwona strzałka). W kwestii czasu
podróży do Ubud - bo kupiłyśmy bilet do samego Ubud (200.000 rupii) - zeznania się nieco
różniły. Jedni mówili, że podróż trwa 4h, inni że 6h.

Pierwszy etap podróży łodzią na Lombok trwał ok. 15 minut. Łódka wypłynęła nieco przed
czasem. Na Lomboku miałyśmy szukać baru, skąd rozpoczniemy następny etap podróży,
czyli jazdę busem do portu, z którego z kolei odpływa wielka państwowa łódź. 

Na Lomboku łódź nie dobiła do samej plaży i trzeba było zejść z niej prosto do wody.
Oczywiście dookoła pojawiło się kilku lokalnych mężczyzn oferujących pomoc przy
przeniesieniu bagażu. Właściwie nie miałyśmy wiele do gadania. Plecaki zabrano z łodzi, a
jedyne co mogłyśmy zrobić to podążyć za panami i naszym wakacyjnym majątkiem. Nie
zdziwiło mnie, że na lądzie facet za przeniesienie plecaka (może 20 m) zażądał 50.000 rupii
(ok. 14 zł). Odruchowo powiedziałam mu, że oszalał! 5.000 dam. Więcej nie! Trochę się
pultał, ale uległ.
We wspomnianej kawiarni okazało się, że bus będzie za ok godzinę...



I był. Czekając dowiedziałyśmy się, że inni podróżujący z powodu burzy, która nawiedziła wyspy, nie mogli dzień wcześniej wrócić na Bali.  Liczyli na to, że dziś dotrą do Denpasar na lot o godzinie 19:00.
Hm. Czarno to widzę.
Do portu bus jechał ponad godzinę a statek, który miał wypłynąć o12:00 ruszy się o 12:30. 
Zanim to nastąpiło stado sprzedawców, chipsów, zupek chińskich, owoców, napojów, ryżu, piwa i znowu chipsów, zupek, owoców, ryżu itd przewaliło się przez statek zakłócając spokój podróżujących. Byli wkurzający z tym pytaniem 100 razy czy czego nie potrzebuje. Po 5 godzinach zatęskniłam za nimi kiedy statek stanął jakieś 200 m od portu i usłyszeliśmy komunikat, że długo do niego nie wpłyniemy. Trzeba czekać.



Wpłynął po 3h. Gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądała nasza podróż, chętnie od
natrętnych sprzedawców kupiłabym więcej prowiantu. PO tylu godzinach dopadł mnie głód.
O tym jak wyglądało wyjście ze statku możecie zobaczyć filmik na Facebooku ---> facebook

W porcie okazało się, że do Ubud jedzie jedynie 5 osób, więc zapakowano nas w samochód i
ruszyliśmy. Kierowcą był młody chłopak, a jego ojciec nawigował. Prędkość była zawrotna
i przez chwilę nawet ucieszyłam się, że szybciej dotrzemy do celu.
Niestety, kierowcę zaskoczyła dziura w asfalcie jak drogowców zima. Zatrzymaliśmy się z
wyrwanym kawałkiem opony i moim rosnącym wkurzeniem.
Co jeszcze się dziś wydarzy do cholery???
Jak zobaczyłam próbę wymiany opony zalała mnie krew. Masakra. Już miałam wizję, jak
siedzę tam całą noc i czekam aż panowie znajdą pasujący klucz do śrub w feldze. I żeby tego
było mało, zaczęło nagle lać. I nie tam, że mały deszczyk, kapuśniaczek. Ulewa!

Podróżowała z nami para. Dziewczyna schowała się w samochodzie, a chłopak ze mną, Wiolą
i Izą schował się kilka metrów dalej pod dachem małej wiaty. Kiedy uciekaliśmy przed ulewą
zobaczyłam, że nasz samochód z otwartym bagażnikiem i chowającymi się pod drzwiami
bagażnika ojcem i synem stoi w dość ciemnym miejscu. Nie włączyli nawet awaryjnych
świateł. Zaniepokoiło mnie to, ale ...
Kiedy tak czekaliśmy aż deszcz przestanie padać, rozległ się huk. W nasz samochód wjechał
z impetem skuter. Z dziewczynami zamarłyśmy, a nasz nowy kolega zaczął się śmiać.

Sytuacja była tak absurdalna, że aż nieprawdopodobna!

Gdy wróciliśmy do samochodu okazało się, że kierowca skutera siedzi na ziemi, a pasażer
dyskutuje z naszym "ojcem".  Sądziłam że wezwą policję i karetkę, ale nic takiego się nie
wydarzyło. Po ok. 20 min dojechał na kolejnym skuterze jakiś znajomy naszego "ojca" z
kluczem pasujących do śrub w feldze, a wcześniej poobijany siedzący na ziemi kierowca
skutera nr 1 wsiadł z nim na swoją maszynę i odjechał.
Kosmos. Zwłaszcza, że wspomniany kierowca skutera dziwnie się zachowywał.  Miałam
wrażenie, że musiał mocno przywalić w coś głową ...
Koło zostało zmienione i dojechałyśmy do Ubud ok 23:00.
Szczerze byłam wściekła. Wiem, że to wakacje i powinnam wyluzować, ale cała sytuacja była
dziwna. Dziewczyny wkurzyły się, że podskoczyło mi ciśnienie, ale serio wyglądało to
wszystko jak scena z filmu "Oszukać przeznaczanie", a ja nie chciałam szukać grabarza balijskiego ;-)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

deforestacja na Borneo

Wielkanoc na Teneryfie II

Longhouse - długie domy i "Łowcy Głow"