WSPÓLNA ŻONA
Poślubianie jednej żony przez kilku mężczyzn było rozwiązaniem pragmatycznym, wymuszonym przez geograficzne, ekonomiczne i pogodowe warunki panujące w odciętych od świata wioskach w Himalajach.
Buddhi Devi została zaręczona, gdy miała 14 lat. Jej małżonkiem miał zostać dwa lata młodszy od niej chłopiec z jej wioski. Dziewczyna zobowiązała się jednak poślubić także młodszego brata swojego męża, gdy tylko osiągnie on odpowiedni wiek. Dziś Devi ma 70 lat i jest zarówno mężatką, jak i wdową. Kobiety takie jak ona są żywymi reliktami minionej epoki, przedstawicielkami coraz węższego grona rodzin z himalajskiej doliny Lahaul praktykujących pradawny zwyczaj poliandrii.
Poliandria nie była w Indiach rozpowszechniona, ale występowała tradycyjnie na niektórych terenach, zwłaszcza w hinduistycznych i buddyjskich społecznościach w Himalajach, niedaleko granicy z Tybetem.
Miejscowe rodziny prowadziły niewielkie gospodarstwa położone na górskich zboczach. Gdyby majątki dzielono między kilku synów, każdy z nich dziedziczyłby za mało ziemi, by wyżywić rodzinę. Pora siewu jest tu bardzo krótka ze względu na ostre zimy, a mieszkańcy bywali nieraz narażeni na śmierć głodową. Poliandria pełniła także funkcję kontroli urodzeń. Pięcioro braci, którzy mają własne żony, może łącznie spłodzić kilkunastu potomków. Wzwiązkach poliandrycznych rzadko rodziło się więcej niż siedmioro dzieci.
Małżeńskie pożycie kilku mężczyzn z jedną żoną jest trudne z logistycznego punktu widzenia. Niezależnie od tego, kto jest biologicznym rodzicem dzieci, wszystkie nazywają ojcem (czyli „pitaji”) najstarszego z braci, a do młodszych zwracają się "wujku" ("chacha"). – Każde dziecko wie, kto jest jego ojcem, ale "ojcze" mówi się tylko do najstarszego męża matki.
To żona rozstrzyga drażliwą kwestię ojcostwa dziecka, a jej słowo w tej kwestii jest wiążące. – Matka to wie – sugeruje Devi, która nie chce jednak zdradzić, na czym dokładnie polega owa intuicja.
Dolina Lahaul
04.08.2010 13:12/New York Times, Lydia Polgreen
Komentarze
Prześlij komentarz