Mysore - ZOO
Zmiana planów musiała nastąpić. Dziś mieliśmy ruszyć w stronę Kerali do miasta Cochin nocnym autobusem, poszwendać się tam jeden dzień (zobaczyć m.in. dzielnicę żydowską i pokolonialną portugalską zabudowę) a potem nocnym pociągiem ruszyć na północ w kierunku Goa. Okazało się jednak, że jest problem z biletami na Goa właśnie. Szykował się więc niezły maraton a do tego nie mieliśmy pewności czy wszystko pójdzie po naszej myśli - wyglądało na to, że możemy tam na dłużej utknąć.
Postanowiliśmy więc zmienić plan i odpuścić Kerale. Będzie powód, żeby do Południowych Indii jeszcze wrócić. Kupiliśmy bilety bezpośrednio na Goa, do naszej ulubionej Agondy, w której już byliśmy cztery lata temu. Odległości do przebycia są tu ogromne. Busy i pociągi wloką się niemiłosiernie, więc podróże trwają kilkanaście godzin. Moim głównym celem tego wyjazdu był odpoczynek i nareperowanie zdrowia. Decyzja o wyjedzie na plażę była w tym wypadku najlepszą jaką mogliśmy podjąć :-)
Ostatni dzień w Mysore postanowiliśmy spędzić w ZOO, które jako jedyne w Indiach z sukcesami rozmnaża ginące gatunki. Jest także jednym z największych i najlepiej urządzonych w kraju.
Po zwiedzaniu, nasza gospodyni zaprosiła nas na tradycyjny hinduski obiad. Był ryż, placki roti i papad, soczewica, okra i inne warzywa. Ostro :-) Przy okazji było można dowiedzieć się, jak żyje się w Indiach. Nasza karmicielka jest wdową i ma 3 córki. Wszystkie wykształcone. Mieszka w pięknym wielkim domu z mamą. Ma ogromne szczęście. Rodzice wybrali jej bogatego męża, który do tego wszystkiego był jedynakiem. Po jego odejściu cały majątek przeszedł na nią i może żyć spokojnie nie martwiąc się o jutro. Myślę, że taki los spotyka w Indiach niewiele kobiet.
Jej małżeństwo było aranżowane, a w młodości nie myślała (jak jej córki) o edukacji. Wówczas młode dziewczyny myślały o ciuchach, biżuterii i wyglądzie. Nie miała nic przeciwko małżeństwu w wieku 18 lat z wybrankiem rodziców. Cóż, że bez miłości? jak żołądek napełniony to i na miłość będzie siła :-) bo jak tu się kochać, kiedy w brzuchu burczy? :-)
Pożegnalne zdjęcie z naszą gospodynią :-)
Komentarze
Prześlij komentarz